Ludwik jechał w milczeniu, rozmyślał o niedawnej rozmowie z matką, którą odwiedził w Dziwnówku. Musiał jeszcze uregulować sprawy związane ze spadkiem po ojcu. To było oczywiste, że odpisze się od swojej części domu na rzecz matki, ale zastanawiał się czy za jakiś czas i tak się tam nie przeniesie, aby się nią opiekować. Ta sytuacja bardzo ją dobiła co było widać w jej zachowaniu i wyglądzie. Pewna siebie, silna kobieta nagle straciła swoją energię, którą mimo lat miała ogromną. Tylko raz widział ją w podobnym stanie kiedy wyjeżdżał na studia do Krakowa i już tam został. Na uczelni poznał Monikę zakochali się, nieplanowane dziecko, planowany już ślub. A po kilku latach powiedzieli sobie dość, czegoś zabrakło. Na Ludwiku rozwód odcisnął duże piętno, pochodził z rodziny gdzie nigdy nie było takich przypadków, walczył, ale w pewnym momencie musiał zaakceptować fakt, że to już nie ma sensu. Mimo kilku przelotnych romansów nie znalazł partnerki na stałe.
Ojciec zmarł nagle, w swoim ulubionym warsztacie szkutniczym, będąc na emeryturze chodził tam dla rozrywki. Pomagał chłopakom przy renowacji łodzi. W wolnych chwilach dopieszczał swoją łódeczkę, na której czasem pływał rekreacyjnie z żoną. Młodzi doceniali jego wiedzę i doświadczenie, a on się czuł potrzebny. Zresztą lubił towarzystwo ludzi i kolejne wyzwania.
Matka odebrała telefon ze szpitala, dyspozytorka stonowanym głosem poinformowała o zdarzeniu. Pogrzeb, formalności, łzy a potem powolny powrót do życia. Ludwik musiał wracać do Karkowa, a matka dzięki zajęciu w ogrodzie, który był jej wielką pasją i bliskim koleżankom stanęła na nogi. Ludwik dzwonił codziennie, potem raz na tydzień, miał wyrzuty, że nie robi tego częściej, ale też po swojemu musiał przeboleć żałobę. Kilka miesięcy po pogrzebie okazało się, że jest jeszcze nieuregulowana sprawa z domem i musi przyjechać osobiście.
Wracał teraz do Krakowa, ale rozmowa z matką nie dawała mu spokoju, szkoda mu jej było. Wcześniej nie zdecydowałby się wziąć pod uwagę przeprowadzki ze względu, że Anetka jego córka była mała, teraz ma prawie 18 lat i swoje sprawy. Może to dobry czas, jemu też się przyda odmiana, a pracę jako informatyk znajdzie bez problemu. Kraków zaczął go już męczyć a będąc na plaży znów zatęsknił za przestrzenią i wolnością, tu życie płynęło wolniej.
Nagle auto zaczęło zwalniać. „Co jest?” – pomyślał Ludwik. Spojrzał na pulpit i zbladł. „Kurwa….” – powiedział na głos. Żadna usterka, po prostu zapomniał zatankować, a lampka rezerwy wreszcie zemściła się za tak długie niewymienianie. Wyjeżdżając od matki nie stawał na stacjach, bo chciał jak najszybciej pokonać drogę przed zmrokiem, a po drugie ciągle rozmyślał. No i teraz stojąc na poboczu wśród ogromnego lasu klął w niebo głosy. Na domiar wszystkiego w tym miejscu zasięg był prawie żaden ledwo pokazywał jedną kreskę. Ludwik był zły na siebie, to nie był pierwszy raz kiedy ryzykował i jeździł na granicy, ale zawsze się udawało. Nie miał zamiaru spać w aucie. Rozglądając się po okolicy zobaczył jakąś ścieżkę, prowadziła w głąb lasu pomyślał, że to może parking i może akurat jakaś parka studentów postanowiła sobie zrobić seks randkę na łonie natury.
Idąc ścieżką trochę mu zeszło powietrze, niestety żadnego samochodu nie spotkał, ale za to dostrzegł w oddali niewielką chatkę. -„O wreszcie cywilizacja, mam nadzieję, że nie mieszka w niej seryjny morderca, który przerobi mnie na pasztet, i zje” – nerwowo w myślach zażartował. Obszedł ją dookoła szukając żywej duszy, z tyłu dostrzegł duży kojec z pięcioma wilkami, które bacznie go obserwowały. O dziwo nie warczały tylko wnikliwie patrzyły mu prosto w oczy co wywołało u Ludwika niepokój. Wszedł do chatki wołając od progu czy ktoś tu jest. Po chwili usłyszał łomot z góry i zbiegającą dwudziestokilkuletnią dziewczynę. Miała na sobie kalosze, krótkie jeansowe spodenki podkoszulek na ramiączkach i narzuconą flanelowa koszulę. Jej rude, kręcone włosy, piegi i zielone oczy były zjawiskowe przypominała młodszą wersję Julianne Moore. Poza wyglądem było w niej coś intrygującego.
-„O proszę, a kto to mnie odwiedził? Cześć Olga jestem” – zaczęła pierwsza wyciągając rękę.
-„Cześć, Ludwik. Mam problem z autem i potrzebuję trochę benzyny”.
-„Oj to źle trafiłeś, ja nie mam auta tylko rower”. – wzruszyła ramionami.
-„Szkoda, a może choć mogę zadzwonić od Ciebie po lawetę?” – zapytał Ludwik.
-„Z tym większy problem, bo tu praktycznie nie ma zasięgu, dlatego się tu przeprowadziłam” – wyznała szczerze z uśmiechem.
Ludwik gotował się w środku myśląc sarkastycznie: „Wow że też są jeszcze tacy ludzie i akurat musiał trafić na taki unikat”. -„No nic, to dzięki poszukam czegoś innego” – odpowiedział z rezygnacją udając się do wyjścia.
-„A czego niby? Tu nic więcej nie ma, a samochody bardzo rzadko przejeżdżają o tej porze. Zresztą prawie już ciemno, więc nie sądzę, aby ktoś chciał się zatrzymać i pomoc jakiemuś kolesiowi w środku lasu, wiesz za dużo filmów się naoglądali.” – skwitowała Olga.
-„No to co mam zrobić?” Ludwik wykazał zniecierpliwienie.
-„Możesz zostać tu na noc, mam na dole kanapę a jutro kogoś złapiesz” zaproponowała Olga.
Ludwik pomyślał, że nawet nie może dać nikomu znać, że jest cały, ale w sumie nie wiedział kto by miał się przejąć tym, że nie wrócił na noc. Kot wytrzyma bez jednej miski.
-„No dobra, dzięki. Może Ci się czymś zrewanżuję, nie wiem może Ci drewno porąbię do kominka?”
-„Dzięki, nie trzeba mam zapasy. Ale możesz zrobić kolację mam ochotę na pastę”. – rzuciła wyciągając garnek.
-„Oo w tym akurat jestem dobry” – odpowiedział Ludwik, który już przestał się przejmować tą sytuacją.
Od razu zabrał się do roboty, znał pyszny przepis na prawdziwy sos boloński, który zdradziła mu pewna włoszka. Zajął się gotowaniem, a Olga zniknęła na zewnątrz, po dłuższej chwili wróciła z butelką.
Podczas kolacji rozmawiali jakby się znali od lat. Ludwik był pod wrażeniem jej dojrzałości i elokwencji oraz wiedzy o świecie mimo tak młodego wieku. Zapytał zapytał co ją skłoniło do zamieszkania tutaj. Olga odparła, że życie w mieście potwornie ją męczyło, a że pochodzi z Podlasia nieobca jest jej uprawa ziół oraz innych warzyw i kilkanaście metrów dalej ma wielki ogród, który uprawia, a potem sprzedaje produkty lokalnym handlarzom i restauratorom.
-„A wiedzą jak Cię znaleźć?” – spytał Ludwik.
-„Ci co mają, to wiedzą.” – odparła tajemniczo. Zresztą nie jestem odludkiem też korzystam z sieci jak jest, ale bez niej żyje mi się bardzo wygodnie, spokojnie i mogę cieszyć się naturą tak jak lubię.
-„A nie boisz się tak sama?” – zdziwił się Ludwik, on sam czuł się trochę nieswojo słysząc dobiegające z zewnątrz odgłosy natury i jej nocnego życia.
-„A czego mam się bać? Chyba tylko gradobicia, że mi zniszczy uprawy, poza tym mam wiernych towarzyszy” – odrzekła z uśmiechem.
-„Racja, widziałem je. Wyglądają na oswojone, bo nawet na mnie nie szczekały” -powiedział Ludwik.
-„No tylko by spróbowały… mają respekt przed panią…” – zaśmiała się dość głośno Olga, Ludwik dostrzegł w nim coś szaleńczego.
-„Napijmy się za to spotkanie i cieszmy się resztkami mijającego dnia” – zaproponowała Olga podając mu kieliszek.
Po kolacji Ludwik opowiedział Oldze swoje życie, rozterki związane z matką. Wieczór spędzili bardzo miło, wino szumiało mu w głowie, poczuł się mega odprężony i jakby odpływał. Dziwne, bo wypili butelkę na dwoje, a czuł się na takim rauszu jak po wódce. Olga wstała, pożegnała się i poszła na górę a Ludwik położył się na kanapie i szybko zasnął. W środku nocy, przewracając się na drugi bok na moment otworzył oczy, przestraszył się, bo zobaczył stojącą nad nim nagą Olgę, która przypatrywała się mu w milczeniu. Próbował się podnieść, ale czuł jakby miał na sobie ogromny ciężar. „Jak długo tu stała…” – pomyślał trochę przerażony. Patrzył na nią oniemiały, nie mógł wyksztusić słowa. Jej piękne alabastrowe ciało oświetlał księżyc w pełni, co w tym połączeniu wyglądało dość upiornie. Jej idealne piersi i rude włosy spływające na ramiona przywołały widok jak z portretu Botticellego „Narodziny Wenus”.
Stała nieruchomo, patrząc na niego. Jej zielone oczy były hipnotyzujące, poczuł się nieswojo. Wyciągnął do niej rękę, jednak zastopowała je dłonią dając do zrozumienia, aby nie wykonywał żadnych ruchów. Posłusznie czekał na dalszy rozwój sytuacji. Olga odsunęła jego kołdrę. Kutas Ludwika nie podzielał strachu jego właściciela i miał swoje plany. Olga stanowczo nadziała się na niego, zaczęła rytmicznie poruszać biodrami, pojękując. Ludwik oszołomiony całą sytuacją próbował się oddać chwili, dopiero teraz zauważył, że miał ręce związane nad głową jedwabną apaszką. Nie wiedział kiedy to się stało i kto to zrobił, było mu jednak zbyt dobrze żeby miał się teraz na tym skupiać. W tej grze Olga była rozgrywającą, sama ustalała reguły, a Ludwik chętnie się jej poddawał. Nachyliła się nad jego ustami, aby mógł językiem dotknąć jej piersi. Marzył o tym od kiedy je zobaczył, zaczął je całować na przemian, obejmował ustami, potem już lizał sutki wraz z rosnącym podnieceniem zaczął je podgryzać, w dyktando Olgi, że ma to robić coraz mocniej. Po chwili założyła mu opaskę na oczy, trochę go to spięło, bo wolał mimo wszystko kontrolować sytuację, ale wiedział, że jakikolwiek dialog nie ma sensu, podniecenie mieszało się ze strachem, ale ciekawość i chęć przeżycia wyjątkowego uniesienia była ponad wszystko. Zaczęła go pieścić po torsie, rewanżując się gryzieniem sutków, co zniósł mniej dzielnie, ale bał się ją zniechęcać w nadziei na dalszy rozwój sytuacji. Nie mylił się usta Olgi zawędrowały do podbrzusza i plątały się w strefie, którą lubił najbardziej. Serce biło mi coraz szybciej, czekał na nieuniknione. W końcu język Olgi dopadł jego członka, najpierw niewinnie zaczęła od czubka co doprowadziło go szaleństwa, chciał ją wziąć w ramiona, ale skrępowane ręce na to nie pozwalały. Cierpiał katusze, a z drugiej strony doznawał mega rozkoszy jak nigdy wcześniej. Gestami ciała prosił o więcej, Olga pogłębiała pieszczoty, Ludwik miał ochotę bardzo już skończyć, ale wiedział, że najlepsze było dopiero przed nim. Olga była prawdziwą artystką oralu, robiła to perfekcyjnie, z wyczuciem, wiedziała jak dozować napięcie, kiedy pozostawić niedosyt. Nie od dziś wiadomo, że ten kto robi laskę ma władzę. Ona wykorzystywała swoją pozycję znakomicie. Fakt, że miał zasłonięte oczy dodatkowo potęgował doznania.
Po chwili znów zbliżyła się do jego ust, tym razem oczekując rozkoszy dla siebie. Jej mokra cipka czekała na pieszczoty. Ludwik zaczął intensywnie całować i lizać łechtaczkę, słysząc jedynie pojękiwania Olgi wiedział, że jest na dobrej drodze zanurzył język w cipce próbując sięgnąć jak najdalej. Olga wiła się z rozkoszy jęcząc coraz głośniej. Po kilku minutach zabawy, Olga zdjęła mu opaskę i uwolniła ręce. Przyjęła pozycję na jeźdźca tyłem do Ludwika, zaczęła powoli, ale rytmicznie się poruszać. Ludwik położył ręce na jej biodrach, zaciskając na nich palce, był strasznie podniecony, dociskał ją do siebie, wchodząc jeszcze głębiej, miał ochotę zawyć z rozkoszy. Olga wypięła się przed nim znacząco, od razu odgadł intencje, zdecydowanym ruchem wsadził jej palec w odbyt, dodatkowo podkręcając sytuację, mruknęła z rozkoszy. Zaczęli przyspieszać, ich oddechy szły w jednym rytmie, Ludwik czuł jak na kutasie mięśnie jej pochwy zaczynają pracować coraz intensywniej. Wiedział już że to kilka ostatnich chwil zwiększył tempo nie patrząc na nic, po chwili niemal w tym samym momencie szczytowali. Ludwik czuł jak jego sperma wypełnia pochwę Olgi, kilka ostatnich strzałów i padli na łóżko, Ludwik niemal od razu usnął wyczerpany.
Obudził się rano, powoli otworzył oczy i po chwili uznał, że jest jakoś inaczej. Wczorajsza noc bardzo go wyczerpała, ale to nie było to. Śpiew ptaków świdrował mu uszy, strasznie intensywnie ich głos do niego docierał, z daleka też poczuł zapachy, których nie czuł nigdy wcześniej. -„Co jest grane?” – próbował zgadywać. Dopiero teraz spostrzegł, że leży na ziemi w kojcu z wilkami. Szybko wstał na nogi, zbyt szybko, zawirowało mu w głowie okazało się, że ma ich cztery…. tzn. nie nogi, a łapy!!! I sierść. Zakręciło mu się w głowie, upadł dysząc ciężko i szybko. Nagle spojrzał, że wataha stojąca z boku zaczęła się do niego przybliżać, skulony wcisnął się w najbliższy kąt czekając na najgorsze. Największy z wilków podszedł powoli do niego. Ludwik zamknął oczy -„Koniec ze mną…”.
-„Ciebie też dorwała, witaj w klubie, Eryk jestem” – powiedział wilk.
Ludwik oniemiały, że słyszy jak wilk do niego gada dalej nic nie odpowiadał.
-„Rozumiem, potrzebujesz czasu, aby się z tym oswoić. Każdy z nas to przeszedł. To jest Adam, Maks, Robert i Emil.” – ciągnął spokojnie Eryk.
-„Wykorzystam fakt, że jesteś w szoku i spróbuję to wyjaśnić. Otóż miałeś tę przyjemność, bo na pewno ją miałeś jak my wszyscy… poznać Olgę. Otóż jest ona w pewnym sensie czarodziejką, wróżką czy cholera wie kimś takim. Każdy z nas trafił tu w podobny sposób jak ty i o podobnej porze. Wypity eliksir sporządzony według jej receptury co pewnie uznałeś za wino w połączeniu z pełnią księżyca i niesamowitym rytuałem jakiego doznałeś wczoraj spowodował, że zmieniła Cię w wilka.
Ludwik słuchał tego z niedowierzaniem, robiło mu się ciemno przed oczami. Jaka czarodziejka, jaki eliksir, Jezu mamy XXI wiek.
-„No i teraz sytuacja jest taka, że sobie tu wszyscy siedzimy i czekamy aż nasza Pani sobie któregoś wybierze do nocnych harców, przyznasz, że warto”- uśmiechnął się na samą myśl Eryk. -„Ściąga wtedy wybrańcowi obrożę i na moment przybiera on poprzednią postać mężczyzny. Po wszystkim ląduje w kojcu.
„I wy się na to godzicie? Czemu nie próbowaliście uciekać? -wyksztusił z niedowierzaniem Ludwik.
-„Uciec, a dokąd i jak? Przecież jako wilka zaraz by nas ktoś odstrzelił a w najlepszym razie umieścił w rezerwacie lub zoo, nie dzięki.” – skwitował Eryk.
-„No, ale jak Ci ściągnie obrożę to mówiłeś, że wtedy na nowo jesteś człowiekiem.” – podsumował Ludwik.
-„Wtedy tak, ale pokusa wejścia w nią ponownie jest tak wielka, że jakoś nikt nie myśli o niczym innym”.
-„Fakt, to było pieprzenie życia” – pomyślał Ludwik, ale już nie dzielił się tym z nowymi kolegami. W każdym razie mimo chwilowych uniesień stwierdził, że nie chce ostatnich dni spędzić w taki sposób.
Czekał na rozwój sytuacji i obserwował z dystansu. Olga karmiła i dbała o nich bardzo dobrze. W ciągu dnia głaskała je z czułością, mówiąc jakie są piękne, a one patrzyły z wyczekiwaniem, a pod wieczór zabierała któregoś do domu gdzie po wszystkim unosił się długi skowyt.
Ludwik czekał na swoją kolej, nadarzyła się za tydzień od kiedy tu przybył. Wieczorem Olga zabrała go do domu, zdjęła obrożę, a Ludwik zaczął się zmieniać, padł na podłogę w bólach, ciało zaczęło się deformować, wydłużać wyrastały stopy, dłonie, palce trwało to może z 10 minut. Po tym był bardzo słaby, ale powoli mógł wstać.
-„Tęskniłeś za mną? -Olga stała naprzeciw niego w prześwitującym seksownym szlafroczku. Ludwik widział jak prześwitywało pod nim jej piękne ciało, te piersi… serce zaczęło mu walić jak oszalałe, jego kutas był już w gotowości. Zbliżyła się do niego gładząc tors i dłonią zjeżdżając do podbrzusza. Zamknął oczy… nagle wykręcił jej rękę, krzyknęła głośno co spowodowało niepokój wśród wilków, pierwszy raz zaczęły szczekać i wyć. Udało mu się znaleźć jakiś sznurek i związać jej nogi i ręce, Olga miotła się strasznie, była bardzo silna jak na osobę takiej kruchej postury. „Może to te magiczne moce” – przez moment ta myśl przemknęła Ludwikowi przez głowę. Bał się, że zaraz wyswobodzi się z więzów, zaczęła mówić do niego w niezrozumiałym języku. Bał się, że rzuci na niego kolejny czar, musiał uciekać. Otworzył drzwi i pędem rzucił się na oślep przez las, biegł bardzo szybko modląc się, aby ten koszmar się skończył. Nagle zaczęły go dobiegać straszne odgłosy, z przerażeniem uświadomił sobie, że puściła za nim swoją sforę. Biegł ile sił w nogach, ale był coraz słabszy, wiedział, że w tym pościgu nie ma żadnych szans. W końcu dopadły go pół kilometra dalej. Dyszał wyczerpany, nie miał już siły dalej uciekać, otaczały go zataczając coraz węższy krąg, patrzyły na niego pokazując zęby. Może miały żal, że je zostawił, a może były ślepo posłuszne swojej pani, która po chwili sama się zjawiła głaszcząc je po głowie.
-„No i co bohaterze? Opłacało ci się to?” – Olga wyraźnie była rozbawiona wybrykiem Ludwika. – I co teraz zrobisz?”
-„Zabij mnie lub puść wolno, nie chcę żyć tak jak oni” – Ludwik odparł z rezygnacją w głosie.
-„Pasujesz do mojej kolekcji, szkoda byłoby wybierać każdą z twoich opcji” – zaczęła powoli zbliżać się do niego. Kiedy była niecałe pół metra od niego, Ludwik zemdlał.
Obudził się ze wzrokiem utkwionym w jasne niebo.
-„Umarłem” – stwierdził.
-„Proszę pana, proszę coś powiedzieć” – usłyszał jakiś głos.
Zobaczył obok jak dwie kobiety się nad nim nachylają i wymieniają plan działania co powinny z nim zrobić.
-„Proszę nie wstawać jest Pan ranny w głowę, ale chyba nic poważnego” – odpowiedziała jedna z nich.
Zauważył, że nakryły go ręcznikiem i że nadal ma swoje ciało.
-„Co się dzieje, gdzie ja jestem?” – zapytał.
-„Znalazłyśmy tu Pana jakiś kwadrans temu, wezwałyśmy już pogotowie, proszę leżeć spokojnie.”
Po kilkunastu minutach podjechał ambulans, opatrzyli go, nawodnili kroplówką i chcieli zadać kilka pytań, ale nie był skory do rozmowy. Wymyślił na poczekaniu jakąś historyjkę, że miał w okolicy wieczór kawalerski i koledzy mu zrobili żart upijając i zabierając ubrania, a upojenie alkoholowe spowodowało, że odniósł rany. Chyba musiał być przekonywujący, bo nie drążyli dalej. Dali mu używane ubrania, a dziewczyny które go znalazły zaproponowały aby zjadł z nimi obiad bo przyjechały akurat na kamping a potem go odwiozą gdzie będzie chciał. I tak nie był w stanie na razie ustalić gdzie zostawił auto, musiał pozbierać myśli, więc przystał na to z ochotą.
Jedna rzecz jeszcze nie dawała mu spokoju. Bardzo bolało go miejsce pod prawą pachą, dyskretnie podniósł rękę i zobaczył w okolicy górnych żeber tatuaż wilka. Czy to pamiątka po tej historii, czy będzie ciąg dalszy? Naznaczyła go tak jak właściciele znakują swoje zwierzęta, czy to znaczy, że kiedyś wróci i upomni się o swoje?
